Czyli za co, tak naprawdę, płacisz floryście?
Zdecydowana większość przyszłych Par Młodych nie wyobraża sobie dnia ślubu bez dekoracji. Mogą być totalnie różne, pomysłów jest tyle, ile narzeczonych, ale, jednak coś na tych stołach musi być, a Panna Młoda powinna trzymać w ręku bukiet. Przyszli małżonkowie kontaktują się więc z florystą, pełni ekscytacji podsyłają zdjęcia z Pinteresta, widząc oczyma wyobraźni, jak ich wesele tonie w kwiatach. Po otrzymaniu wyceny swoich wyśnionych inspiracji, często pojawia się ogromne zdziwienie - ale jak to? Chyba pogrzało, że będziemy tyle płacić, kwiatki przecież tyle nie kosztują.
Kochane Pary Młode, oczywiście, absolutnie nikomu nie chcę zaglądać do portfela. Zawsze ogromnie szanuję i staram się przestrzegać Waszego założonego budżetu na dekoracje, ale zdaję sobie sprawę, że po prostu nie wiecie, co, tak naprawdę, wchodzi w skład wyceny. Jest to zupełnie normalne, bo, większość z Was, po raz pierwszy spotyka się z kompleksową usługą florystyczną. Jako ekspertka z tej branży, chciałabym Wam wyjaśnić, skąd biorą się takie, a nie inne koszty dekoracji.
Zacznijmy od tego, że kwiaty są towarem luksusowym i nie są absolutnie konieczne do tego, aby Wasz ślub się odbył. To nie urzędnik, obrączki lub świadkowie - bez kwiatów i tak się pobierzecie. Wiem, że, z ust florystki, może brzmieć to, co najmniej, dziwnie, ale taka jest prawda. Ze względu na to, że nie jest to artykuł pierwszej potrzeby, ceny kwiatów w hurcie są naprawdę wysokie. Hortensja, tak lubiana przez Panny Młode, w jakości premium, potrafi kosztować na giełdzie ponad 30 zł za jedną sztukę.
Jak już wspomniałam, kwiaty są drogie (a z roku na rok coraz droższe). Ceny, które zazwyczaj dyktuje giełda holenderska, zależą, między innymi, od dostępności i popytu na dany gatunek. Potrafią się zmieniać z dnia na dzień, przez co ciężko jest przewidzieć, ile finalnie florysta wyda na zakupy na giełdzie. Dodatki takie jak siatki, taśmy, specjalistyczne kleje, przypinki do butonierek i wiele innych, bez których większość projektów by nie powstała, również do tanich nie należą.
Czas jest chyba najbardziej niedocenianym “towarem” na świecie. Spędzam naprawdę ogrom, ogrom czasu na robieniu dla Was pięknych ofert, tworzeniu wycen i wymienianiu z Wami dziesiątek maili, bo niesamowicie mi zależy, żebyście byli oczarowani efektem finalnym. Godziny spędzone na wizjach lokalnych, żeby wszystko zawczasu sprawdzić na miejscu, czy nocne wyjazdy na giełdę też muszę jakoś podsumować. Chociaż sprawia mi to również mnóstwo frajdy i bardzo lubię kontakt z moimi Parami Młodymi, bo trafiają mi się sami najwspanialsi ludzie, to muszę pamiętać, że jest to przede wszystkim moja praca, a chyba nikt nie chciałby pracować dla samej idei ;)
Nie zliczę, ile szkoleń i kursów zrobiłam, ile tutoriali obejrzałam, ile godzin spędziłam na układaniu kwiatów. Wszystko po to, żeby zaoferować Wam najpiękniejsze dekoracje ślubne, wypracować własny styl, robić kwiaty z efektem wow. Znam triki i metody, które znacznie usprawniają moją pracę - ktoś, patrząc z boku, mógłby pomyśleć - tak łatwo jej to przychodzi. Tylko ja i mój mąż wiemy, ile pracy, potu i łez kosztowało mnie, żeby tak to wyglądało. Nie mówiąc już o tym, że, za zainwestowane w szkolenia pieniądze, mogłabym spokojnie wyjechać na półroczne spa retreat na Bali.
Czyli opłaty, opłaty, opłaty. Woda, prąd, paliwo i podatki to tylko nieliczne ze składowych. Nieustannie inwestujemy w nowe naczynia, elementy konstrukcyjne, łuki, ścianki itp. żeby jak najbardziej urozmaicić naszą ofertę. Nie mówiąc już o ciągłym wymienianiu świeczników, które, wbrew pozorom, po jednej imprezie potrafią iść do kosza, czy porysowanych, obtłuczonych naczyń. Nie zapominajmy przy tym, ze florysta również ma rodzinę i musi normalnie żyć (pracownicy, których zatrudnia również).
Układanie kwiatów to może 10% całej pracy przy realizacji. Większość zadań jest zdecydowanie mniej instagramowa. Mycie hoboków, dźwiganie pojemników z wodą i kwiatami, obieranie i kondycjonowanie wszystkich łodyg przywiezionych z giełdy, wstawanie w środku nocy, żeby kupić dla Was najpiękniejsze okazy, obmyślanie patentów i stelaży na konstrukcje. Jest tego tyle, że, po zrobionym demontażu, czuję się jak po przebiegnięciu maratonu. Jestem przeszczęśliwa, że wszystko się udało, ale jednak fizycznie wykończona. Zdrowie jest jedno, a każdy florysta chyba przyzna, że ta praca mocno je nadszarpuje - nikt nie wie, ile będzie w stanie pracować w tej branży.
Może zabrzmi to nieskromnie, ale to, co robię, uważam za sztukę. Myślę, o sobie jak o artystce, a nie rzemieślniku. Od dziecka rozwijam swoje artystyczno-manualne zdolności - do każdego wesela podchodzę indywidualnie i traktuję je jak kreatywny projekt. To również aspekt, który biorę pod uwagę przy wycenianiu swoich prac.
Przedstawiłam Wam główne czynniki, które składają się na całościową wycenę. Jak widzicie, temat jest zdecydowanie bardziej złożony, niż mogłoby się to pierwotnie wydawać, ale, mam nadzieję, że trochę Wam go rozjaśniłam. Pamiętajcie, proszę, o tym, że to nie są kwiaty na jedną noc, jak często określa się dekoracje ślubne. Kompozycje na stołach gości, kwiatowe łuki, czy podwieszenia, nie tylko stwarzają magiczną atmosferę podczas jednego z najważniejszych dni w Waszym życiu, ale są czymś, co zostanie uwiecznione na zdjęciach ze ślubu. Zawsze będziecie mogli do nich wracać i zachwycać się nimi na nowo.
komentarze
napisz co sądzisz o artykule